#7
autor: Lokatt
Przez jakiś czas siedziała nieruchomo, milcząc i pozwalając pozostałym się rozejrzeć, samej będąc pogrążoną w myślach. Znów planowała, zastanawiała się, starała się przewidzieć przyszłe problemy i zawczasu pomyśleć nad ich rozwiązaniami. Jednocześnie obserwowała uważnie krążące dookoła osobniki, starając się wyczytać z wyrazów pysków ich myśli. Wydawali się zadowoleni z podjętej przez nią decyzji o zadomowieniu się na wysepce, co w jak największym stopniu jej odpowiadało. Nikt nie protestował, nie skarżył się - idealnie. Grunt to utrzymać taki stan rzeczy jak najdłużej.
Wkrótce jednak wilki zaprzestały oględzin okolicy i zatrzymały się w pobliżu, najwyraźniej czekając na jej następne słowa. Po rozejrzeniu się chwilę dookoła, nie dostrzegła nigdzie Melodii i Ven, miała jednak nadzieję, że coś po prostu zatrzymało wadery po drodze i wkrótce do nich dołączą. Lekko zmarszczyła jasne brwi, niezbyt zadowolona że zostały w tyle. Szczerze wolałaby, gdyby całe stado trzymało się teraz razem ale teraz nie mogła nijak temu zaradzić. Nie miała zamiaru na własną łapę szukać zagubionych, ani też prawdopodobnie nawet ich nie skarci, gdy dołączą już do grupy. Jeszcze zdecydowanie na to nie pora. Oczywiście, zupełnie inna sprawa gdyby postanowiły już nie wracać...
Nagle dostrzegła trzymającego się nieco na uboczu wilka, którego wcześniej nie spostrzegła. Oblicze przyjęło na chwilę nieco surowszy wyraz. Musiał podążać za nimi, a ona tego nie zauważyła. Zbeształa się w duchu za nieostrożność. Równie dobrze mógł to być zwiadowca jakiejś obcej watahy. Lecz ów wilk z pewnością nim nie był, bowiem w takim przypadku raczej pozostałby w ukryciu a nie ot tak jawnie się do nich zbliżał.
Nie miała pojęcia dlaczego za nimi podążał, jednakże była pewna jednego. Mogli go teraz przepędzić, lecz to wiązałoby się z ryzykiem, bowiem widział już gdzie się zatrzymali i mógł zapamiętać którędy dostali się na wyspę. Takie informacje mogą być niebezpieczne, jeżeli dotarłyby do obcych uszu.
Takie informacje powinny pozostać wewnątrz stada...
Podjąwszy w duchu decyzję odwróciła na chwilę spojrzenie od brązowego i powiodła nim po zgromadzonych. Wstała, przeciągając się przy tym ponownie, po czym zwinnie zeskoczyła ze skałki, na której do tej pory leżała, ruszając w kierunku watahy nieśpiesznym, lecz pewnym siebie krokiem, z uniesionym wysoko nad zadem ogonem. Zatrzymała się pośrodku tak, by każdy mógł ją dokładnie widzieć i jeszcze raz powiodła wzrokiem po zebranych, zanim zdecydowała się zabrać głos.
- Ta oto wyspa będzie od dzisiaj naszym domem - oznajmiła, tym samym odpowiadając na pytanie Naerys. - Wody pod dostatkiem, miejsca wystarczająco, zwierzyna pod nosem. Tak długo, jak wszelkie bezpieczne przeprawy pozostaną znaną jedynie nam tajemnicą pozostaniemy bezpieczni - urwała na chwilę, pozwalając bursztynowym ślepiom ukryć się na krótki moment pod powiekami, dając tym samym członkom watahy czas na ewentualne wyrażenie swojej opinii. Jej głos brzmiał spokojnie i choć nie wyrażał większych emocji wciąż daleko mu było od tamtego lodowatego tonu, jakim posłużyła się podczas rozmowy nad wodospadem.
Bursztynowe soczewki znów ujrzały światło dzienne, po czym wkrótce po tym napotkały sylwetkę nieznajomego basiora. Czoło zmarszczyło się nieznacznie, futro na karku uniosło odrobinę. - Bądźcie czujni. I czekajcie na mój znak - rzuciła, momentalnie zmieniając ton głosu na odrobinę chłodniejszy. Następnie bez cieniu lęku, tak samo nieśpieszny, pewnym siebie krokiem ruszyła w stronę wilka.
Zatrzymała się niedaleko brązowego, unosząc kitę nieco wyżej i mrużąc ślepia obrzuciła go badawczym spojrzeniem. Nie bała się podejść stosunkowo blisko, gdyby ten zechciał zaatakować reszta stada przyszłaby jej z pomocą. Była pewna, że obcy jest również tego świadomy.
- Witaj - odezwała się, tym razem nieco chłodno. - Nie jestem pewna, jak długo za nami podążałeś ani czy jesteś świadom tego, że wkroczyłeś na nasz teren. Moglibyśmy cię przepędzić, jednak... Nie sądzę, by było to konieczne - urwała, podchodząc nieco bliżej i wbijając wzrok prosto w oczy basiora. - Z pewnością też pragniesz bezpiecznego schronienia a ja mogłabym ci takowe zapewnić, pod jednym tylko warunkiem. Przyłączysz się do naszego stada. Zapewniam, że nie wymagam więcej niż to konieczne w zamian za bezpieczeństwo i pełen brzuch. Jedynie lojalności wobec mnie i całego stada.
Umilkła, patrząc na niego wyczekująco. Miała nadzieję, że wyrazi zgodę, w kocu każdy dodatkowy członek stada był na miarę złota. Zresztą, naprawdę by nie chciała aby osobnik, który już poznał drogę do ich domu opuścił te ziemie.